Przyszedł czas na podsumowanie wielkiej podróży. Wcale nie jest to taka prosta sprawa i bardzo długo myślałem co napisać i do czego się odnieść i chyba mi się udało. Jest to wersja demo, ale żeby Was nie zanudzać skróciłem to do absolutnego minimum.
DLACZEGO WYJECHAŁEM?
Wielu ludzi pyta dlaczego wyjechałem. Chciałem poznać świat. W gimnazjum zamiast być wklejony w zeszyt do polskiego czy lektury to siedziałem wklejony w gazety National Geographic czytając o wielkich podróżnikach oraz o ich wyprawach. Mnóstwo z nich utkwiło mi w pamięci i przyrzekłem sobie, że kiedyś tam będę.
LĘKI
“Ja bym się bał/bała jechać w taką samotną podróż” słyszę od niemalże każdej osoby, z którą rozmawiam. Czy ja się nie bałem? Bałem jak małe dziecko, które w wielkim centrum handlowym zgubiło swoich rodziców. Noce spędzane samotnie na obcej ziemi, obcy ludzie, nowe wyzwania i problemy a do domu 10 tysięcy kilometrów.
I być może wielu nie zgodzi się ze mną ale strach to najlepszy kompan podróży. Jeśli go czujesz to paradoksalnie możesz czuć się bezpiecznie. To strach każe Ci myśleć o zagrożeniach. To on trzyma Twoją czujność w garści czuwa by była zawsze gotowa do reakcji. To on każe rozważać różne scenariusze i tym samym przygotowuje Cię na różne sytuacje. ZAWSZE BIORĘ GO ZE SOBĄ! (Tylko zwykle staram się zabrać mu paralizator.)
To, co całkiem skutecznie próbowało mnie zabić w pierwszym miesiącu podróży to tęsknota.
Łzy gdyby tylko mogły zrobiłyby całkiem pokaźną fontannę ale wtedy mogłem jeszcze zawrócić. Wtedy wszystko zależało ode mnie. Od mojej jednej decyzji. Wystarczyło powiedzieć “wracam” i wyciągnąć kciuka.
Choć tęsknota upominała się do końca podróży to po pierwszym miesiącu nie wprawiała człowieka w niemoc i nie zabierała radości z podróży. Zapewne sprawa wyglądałaby całkiem inaczej gdybym miał kompana.
To i tak spłycenie wszystkich myśli jakie ma człowiek wtedy w głowie (np. nie wspomniałem o lęku przed nieznanymi mi zwierzętami, chorobami czy groźnymi zjawiskami atmosferycznymi).
Albo marzenia albo kanapa i gazeta. Mam nadzieję że teraz i Ty będziesz się BAŁA lub BAŁ wyruszyć po swoje marzenia i pomimo tego strachu wyruszysz po te marzenia!
CELE
Każda podróż zmienia, ale sami możemy mieć wpływ na pewne zmiany. Chciałem sprawdzić, czy potrafię sobie radzić bez pieniędzy. Chciałem też poznać życie bezdomnego, których tak wiele na naszych ulicach oraz udowodnić sobie, że tak naprawdę nie trzeba mieć pieniędzy by wyruszyć w podróż. Wziąłem 20$ i 25 euro jako asekurację i ruszyłem. Przez pięć miesięcy radziłem sobie tylko z tego co zyskałem. Zyskiwałem jedzenie będąc wolontariuszem, ze śmietnika (jedzenie było hermetycznie zapakowane i bardzo często z jeszcze ważną datą ważności), z organizacji charytatywnych, z piekarni czy ludzie na stopa dawali (i to nie na zasadzie żebrania). Nigdy nie żebrałem. I to był sztandarowy punkt. Przecież łatwo jest usiąść na pupie z karteczką “zbieram na marzenia”. Ludzie wrzucą, bo lubią wspierać marzenia innych, ale co to za radzenie sobie? Przecież jak poprosi się kogoś o kromkę chleba to w zdecydowanej większości przypadków się ją dostanie ale to zwykłe pójście na łatwiznę. Jak to mawiają: “bez pracy nie ma kołaczy”.
Były również różne prace w nowych warunkach a czasem nawet ktoś od tak wciskał do kieszeni eurasy będąc zafascynowany podróżą. Nieprzyjęcie groziło uszczerbkiem na dumie osoby, która się ze mną dzieliła. Tego nauczyłem się jak za którymś razem pieniądz został mi wciśnięty do plecaka czy do kieszeni. Z dobrymi ludźmi chcącymi Cię wesprzeć nie wygrasz.
Ten cel, choć nie do końca osiągnięty, bardzo wzmocnił moją pewność siebie i przedsiębiorczość. A co jeszcze dał? Utwierdził w przekonaniu o ludziach bezdomnych i żebrakach, ale o tym już wiele razy pisałem na blogu.
Czytelnicy wiedzą, że z celu w pewnym momencie zrezygnowałem. Dlaczego? Na Karaibach po przepracowaniu dwóch dni uznałem, że chcę w końcu zająć się podróżą, która stanęła w miejscu na trzy miesiące z powodu braku sezonu na przekraczanie Atlantyku. Patagonia czekała a środek lata wielkimi krokami zaczął zmierzać ku końcowi. Wtedy zdecydowałem, że zacznę wykorzystywać moją rezerwę na czarną godzinę (czy to na lekarza, czy na jakiś ekstra transport bo przypadkiem coś przeskrobałem i muszę zwiewać). Nie do końca było mi z tym dobrze, ale uznałem, że to moja podróż i to ja mam się czuć dobrze. Nie mniej jednak udowodniłem sobie, że pieniądze to tylko wyimaginowany problem strachu a podróże bez pieniędzy (a przynajmniej bez pieniędzy na starcie) są możliwe. Wiąże się to z wieloma niewygodami, ale nikt nie mówi, że wspinanie się na szczyt swoich marzeń musi być proste i wygodne. Zawsze można iść na truskawki “na zachód” i po trzech miesiącach mieć 2 razy tyle ile zużyłem podczas swojej podróży.
Chciałem też nauczyć się języka hiszpańskiego. W podróży autostopowej nie jest to trudne. Latynosi lubią rozmawiać więc nie ważne czy ich rozumiecie będą Wam tak długo tłumaczyć co chcą Wam przekazać aż zrozumiecie. Tym sposobem całkiem płynnie zacząłem rozmawiać na tematy zapoznawcze a w późniejszym czasie nawet mogłem prowadzić nieco bardziej skomplikowane rozmowy polityczne.
Poznanie kultury i innego spojrzenia na świat również się udało! Aczkolwiek zgłębianie kultury każdego kraju czy nawet regionu nie jest możliwe w tak krótkim okresie czasu.
Na koniec cel, który kompletnie porzuciłem podczas podróży. Chciałem iść gdzieś na wolontariat związany z serfowaniem. Po przejrzeniu ofert wyszło mi, że albo nie będę w tych miejscach albo nie spełniam wymagań postawionych przez ludzi albo… jest zbyt wielu chętnych.
Mimo, że nie wszystkie cele zostały osiągnięte to i tak było warto do nich dążyć. Człowiek nie uczy się gdy osiągnie cel, a gdy go osiąga. To znaczna różnica. Osiągnięcie to wisieńka na torcie, nagroda za wykonanie zadań jakie na nas czekają po drodze. Oczywiście zawsze trzeba chcieć osiągnąć cel i dążyć do tego całym sercem, bez tego samo dążenie traci swoją moc, ale w przypadku porażki nie znaczy to, że zawiedliśmy. Znaczy to tyle, że wspięliśmy się na drzewo, zerwaliśmy wszystkie wiśnie ale ostatnia ostała wiśnia znajduje się na najwyższej i bardzo giętkiej gałęzi, do której nie mamy dostępu.
…jeszcze, bo kiedyś ta giętka gałązka zgrubnie i spokojnie będziemy się mogli po nią wspiąć.
BŁĘDY
Przede wszystkim podstawowym błędem jaki zrobiłem to brak planów. Nie poczytałem nic o sezonach na jachtostop ani co warto zwiedzić po drodze. To praktycznie przyblokowało mnie na 2 miesiące w jednym miejscu (kto czytał bloga kiedy jeszcze był dziennikiem ten wie, że przez pewne sprawy przyblokowało mnie na znacznie dłużej).
Również popełniałem parę błędów podczas pracy, ale były tak głupie, że aż wstyd mi się do nich przyznawać. Nie mniej jednak jest to nieuniknione szczególnie jeśli ktoś się uczy.
Kolejnym wielkim błędem było zignorowanie przeczucia w noc kiedy zostałem okradziony. Jak nigdy wtedy miałem przeczucie, że tej nocy ktoś mnie okradnie a mimo to rozłożyłem zbyt wcześnie namiot w parku i zbyt wcześnie położyłem się spać. Mogłem poprosić kolesia ze stacji czy by mi udostępnił miejsce ale to wymagało poczekania aż zamkną knajpy a byłem padnięty tego dnia. Niecierpliwość mnie pokarała.
Błędów mimo, że było mnóstwo to nie będę o nich wszystkich pisał. Napisałem tylko to co Wam może się przydać. Z reszty wyciągnąłem wnioski i wcieliłem w życie.
Na koniec podsumowania błędów pozwolę sobie zacytować piosenkę jednego z moich ulubionych zespołów (3 doors down – It’s the only one you’ve got): “your mistakes do not define you now, they tell you who you’re not” czyli “Twoje błędy nie mówią kim jesteś, lecz kim się nie stałeś.”
ZMIANY
Podróż zmienia. Wiele zauważyłem dopiero teraz – po dwóch miesiącach od powrotu. Przede wszystkim zwiększyła się moja pewność siebie (choć nie wiem czy w obecnym stanie to dobrze bo jeszcze trzeba się nauczyć to kontrolować), przedsiębiorczość, radzenie sobie z różnego rodzaju nowymi problemami, radzenie sobie w nowych sytuacjach, potrafię lepiej słuchać ludzi i… stałem się bardziej zdyscyplinowany. Zdawać by się mogło, że powinno być wręcz przeciwnie, ale to sprawka zmiany myślenia, na które w takim przedsięwzięciu ma się mnóstwo czasu.
Czy czegoś mi brakuje po powrocie? Nie. Mam kochającą rodzinę i wspaniałych przyjaciół. Czego miałoby mi brakować? Życie toczy się dalej, a ja wciąż dążę do realizacji kolejnych marzeń.
PODZIĘKOWANIA
I tutaj przyszedł czas na najważniejszy punkt podsumowania czyli podziękowania. Zacznę od Boga. Tak, wiem. Mógłbym sobie zrobić to w sercu, ale skoro innym też dodatkowo tu dziękuję to i Jemu się należy. Dla niektórych to słabość a dla innych całe życie lub ważna jego część. Zatem dziękuję Ci Boże za pomoc w realizacji moich marzeń, za wszystkie próby, na które zostałem wystawiony i za Twoją opatrzność. No i dzięki za wspaniałych rodziców!
A skoro o nich już mowa to chciałbym Wam, drodzy rodzice, podziękować. Bez Was nie byłoby mnie. To Wy przez całe życie staraliście nauczyć mnie bycia odpowiedzialnym, myślenia zanim coś zrobię, walki o swoje, cierpliwości a przede wszystkim nie zakopywaliście moich pasji swoimi ambicjami. Choć czasem hamowaliście, ale tym uczyliście powściągliwości. Uczyliście, że upadek to nie porażka a szansa na bycie lepszym, pod warunkiem, że będę wyciągał wnioski i wcielał je w życie. Ogromnie dziękuję Wam za życie jakie mam i za wszystko co od Was otrzymałem (i jeszcze nie raz otrzymam).
Daliście mi też siostrę. Bez niej w wielu sytuacjach byłbym jak roślinka, która nie potrafi się poruszać. Dziękuję Ci siostrzyczko za wsparcie. To na Ciebie mogłem zawsze liczyć, gdy trzeba było coś szybko załatwić, zapytać kogoś, poszukać jakichś informacji czy po prostu potrzebowałem porady. Zawsze byłaś “już” a nie “za chwilę” kiedy coś ważnego się działo. Mimo swojego ogromnego strachu o mnie, wspierałaś mnie w moim marzeniu i za to również bardzo Ci dziękuję. Dziękuję Ci za tę miłość. Twojemu mężowi, który przy tym wszystkim pomagał też należą się wielkie podziękowania.
I Wam, przyjaciele, dziękuję. Wspieraliście mnie całym serduchem i kibicowaliście. Być może gdyby nie to, to zawróciłbym po drugim tygodniu. No i byliście zawsze gdy musiałem się poradzić.
Szczególne podziękowania należą się też grupie Novare wraz z opiekunem, którzy zawsze byli zainteresowani moją podróżą i wspierali mnie duchowo.
A na końcu Wam drodzy czytelnicy. Również za wsparcie. Te głupie lajki czy komentarze na facebooku dodają pewności siebie w tym co robię. Czasem w trudnych momentach myśl o Was potrafiła postawić mnie na nogi i poruszyć do działania. Wasze rady odnośnie wyglądu bloga też były cenne. W końcu piszę to dla siebie, bo lubię, ale to Wy czytacie.
A i nie ma co podziwiać tylko brać plecak na plecy i tworzyć swoją historię! Wszakże “kręci się nasz film, zagraj rolę w nim i Ty”.
Leave a comment