La Paz to jedna ze stolic Boliwijskich. Drugą jest Sucre. Ta pierwsza to siedziba rządu a druga to stolica konstytucyjna. To nadaje tym dwóm miastom miano stolicy.
Samo La Paz jest nazywane miastem zmysłów. Wszystko dlatego, że jest bardzo różnorodne. Znajduje się w dolinie, którą otaczają góry o przeróżnych kolorach. Począwszy od zwykłego szarego, przez zielone, niebieskie a kończąc na czerwonych. W oddali widać ośnieżone wierzchołki wyższych partii gór.
W mieście standardowo kilka ładnych ryneczków, park (Parque Urbano), który wygląda rodem z PRLu oraz kilka ładnych ulic. Poza tym Valle de la Luna (wstęp 15bs dla obcokrajowców, 10bs dla Boliwijczyków), która wygląda tak samo jak ta w San Pedro de Atacama (może ziemia jest innego koloru) oraz market, gdzie można kupić typowe czarodziejskie lamy.
W mieście funkcjonuje wyjątkowy rodzaj transportu – teleférico czyli kolejka linowa (jeden przejazd to 3 bs = ~45 centów). Jest to świetne rozwiązanie dla miasta, które ma aż do 700m różnicy poziomu. Schodząc piechotą z El Alto kolana dostają niezły wycisk (oczywiście jak się idzie z plecakiem). Można tę trasę pokonać wyżej wspomnianym teleferico albo busami, których ceny wahają się od 1,5bs do 3bs (a z La Paz na lotnisko to 4bs) z czego najczęstszą ceną jest 2bs. I mimo, że w linii prostej ma się jakieś 3km to po drodze jedzie się już około 15km a czas przejazdu busem waha się od 30minut do 1h. Co więcej różnica temperatur między tymi dwoma miastami to kilka stopni! A skoro już mowa o El Alto to wypadałoby wyjaśnić co to jest.
Jest to miasto na płaskowyżu, praktycznie złączone z La Paz. Znajduje się tam lotnisko, które jest świetnym miejscem na nocleg. Te dwa miasta przypominają nieco aglomerację górnośląską gdzie przy przejeździe z jednego miasta do drugiego jedyną oznaką przekraczania granicy jest tabliczka. Wszystko inne ciągnie się jakbyśmy byli w obrębie jednego miasta. Tam takiej tabliczki nie uświadczymy za to będziemy wiedzieć, że jesteśmy w El Alto gdy przestaliśmy dyszeć od wspinania się na górki.
Darmowy internet w mieście znajduje się na stacjach teleférico, w parku urbano (choć mój telefon nie potrafił się z nim połączyć) i na lotnisku. Ten ostatni jest chyba na pokaz bo nawet wiadomości na fb słabo przechodzą. Ale jakby ktoś chciał to hasło do pierwszej kawiarni przy nieruchomych schodach po lewej stronie jak się wchodzi na lotnisko brzmi (dane na rok 2017): snevadajv. Niedaleko plazy Murillo na skrzyżowaniu ulic Ayacucho i Potosi znajduje się kawiarnia Tomate CAFE, do której hasło to TOMATECAFE2016. A jakby to nie działało to powinny tam być otwarte wifi Gonzalo Diseño I iMac de Mindelo.
50km od La Paz znajduje się droga śmierci zwana Camino de la Muerte lub Norte Yungas road (można wykupić wycieczki rowerowe po niej, ale są bardzo drogie – 70$ – 200$ z czego lepiej wziąć droższe opcje gdyż tam rowery są w pełni sprawne i dobrze nasmarowane; dobrym pomysłem jest darmowy spacer we własnym zakresie). Jest to przepiękna droga wykuta niecałe 100 lat temu by połączyć wyżynę departamentu La Paz wraz z nizinną Amazonią. Prowadzi ona do Coroico. Małego górskiego miasteczka, które zadziwia tropikalną naturą, wodospadami i innymi atrakcjami turystycznymi.
W tym miasteczku jak dotąd dostałem ofertę najtańszego hostelu. Kosztował 10bs. To niecałe 1,5 dolara za miejsce do spania wraz z prysznicem. Oczywiście o warunkach się nie wypowiem, bo noszę hostel na plecach, ale jak ktoś chce mieć tani hostel to jest to świetne miejsce. Okoliczne kempingi kosztują 5bs, ale tak naprawdę przy schronisku (obok jest kaplica) jest super miejsce na namiot. Internet w tym mieście oczywiście zależy od pogody.
Jadąc w stronę Jeziora Titicaca zobaczymy kolejne najstarsze ruiny – Tiahuanako (lub Tiwanaku). Coś w stylu Stonehenge tylko zbudowane w znacznie bardziej zaawansowany sposób. Prawdopodobnie kiedyś pełniło rolę świątyni. Wstęp to 100bs (14 dolarów) dla obcokrajowców więc nie jest to mało, tym bardziej, że dla miejscowych jest to 10bs (a przynajmniej tak mówili miejscowi).
Samo La Paz nie należy do moich faworytów, ale to kwestia gustu. Jest ładnie dookoła, jest wyjątkowo ale chyba za bardzo wsiąkłem w miasta europejskie. Do tego 9 dni więzienia w tym mieście (z powodu popsutej nogi) okazało się dla losu za mało i musiałem jeszcze raz wracać do La Paz po ostatnią szczepionkę na wściekliznę bo w Copacabanie nie mieli.
Leave a comment