Dziś, a właściwie wczoraj i dziś zmieniłem swoje zdanie o Gliwicach. Ogólnie miasto średnio mi się podoba. Ma parę ciekawych, ładnych i zadbanych miejsc jednak nigdy mnie nie urzekało. Tym bardziej, że wyjazd z Gliwic rowerem to druga najgorsza rzecz w życiu (ale przynajmniej wjazd jest jedną z lepszych rzeczy).
Wjazd jest fajny ponieważ od pewnego momentu prędkość średnia to 35km/h (i nie mówię tutaj o brutalnym gwałceniu pedałów – jakkolwiek to brzmi – tylko o spokojnej umiarkowanej jeździe). Wszystko dzięki temu, że jedzie się praktycznie z górki. Jedynym problemem są światła i korki – wtedy trzeba zwalniać, żeby ostrożnie mijać kierowców.
“Druga najgorsza rzecz w życiu” ponieważ pierwszą najgorszą rzeczą jest przejazd rowerem z Gliwic do Katowic – nie dość, że cały czas pod górkę (dopiero tuż przed wjazdem do Kato zaczyna być z górki aż do centrum) to jeszcze co chwile światła, które akurat przełączają się na czerwone kiedy się do nich podjeżdża. Przynajmniej wtedy fajnie się wracało Wiślanką z Kato do Żor.
Ale wracając do tematu. Późnym wieczorem – tj ok 23 (a może to już noc?) – wkurzyłem się na pewną sytuację. Ogólnie są czasem takie sytuacje, kiedy ktoś lub coś mnie wkurzy i nie umiem usiedzieć na miejscu. Po prostu rozrywa mnie. Raczej nie daję tego po sobie znać i na nikim się nie wyżywam, choć czasem zdarzy się w takiej sytuacji coś odburknąć, ale ogólnie staram się pilnować. Wtedy najlepszą rzeczą dla mnie jest przejażdżka rowerem – jak jest ciemno to tym bardziej. Połączenie jazdy w nieznane części miasta, czy nawet nieco poza miasto i jazda ciemnymi zaułkami daje mi ukojenie. Może to dlatego, że skupiam się bardziej na jeździe i na bezpieczeństwie – może właśnie to mnie uspokaja. Oprócz jazdy rowerem jest jeszcze parę innych rzeczy jak słuchanie muzyki, śpiewanie, granie na instrumentach itd. ale nie o tym chciałem pisać.
Niestety tak się złożyło, że grałem wtedy drugi turniej w CS’ie i nie mogłem sobie wyjść z meczu, więc z trudem grałem jeszcze przez pół godziny i jak tylko gra się skończyła to zacząłem się zbierać do wyjścia. Ubrałem się względnie ciepło (w końcu temperatura ok 0-5 stopni Celsjusza) i pojechałem.
Na początku jechałem przed siebie. Puste oświetlone ulice. Żadnej żywej duszy na ulicy i ja…
Później postanowiłem, że będę jeździł do ładnie oświetlonych wieżyczek kościelnych i tak jeździłem od jednej do drugiej. Kiedy przejechałem obok jednego kościoła i wjechałem ciemną, nieoświetloną drogą na górkę, z której była bardzo ładna panorama na Gliwice, postanowiłem, że pojadę szukać centrum. Trudnością było to, że kompletnie nie wiedziałem gdzie wyjechałem, dlatego musiałem trochę pobłądzić zanim znalazłem Gliwice. Oczywiście miałem GPS w telefonie, ale to tylko takie psychiczne zabezpieczenie, jakbym się faktycznie zgubił a musiał już wracać. Dlatego też z niego nie korzystałem.
Trochę jeszcze pobłądziłem po Gliwicach, przejeżdżając gdzieś obok osiedla Sikornik (przynajmniej takie były tabliczki) a później areny (tutaj już raz rowerem przejeżdżałem tej zimy więc mniej więcej pamiętałem teren). Stamtąd znałem mniej więcej drogę do centrum, więc jechałem przed siebie. Wiedziałem, że gdzieś w pobliżu jest centrum, ale nie wiedzieć czemu nie umiałem do niego wjechać. Od ulicy Górnych wałów przejechałem chyba jeszcze z 15 minut zanim wjechałem do centrum – a jak ktoś mieszka w Gliwicach to wie, że jest to ulica oplatająca Rynek. Myślę, że gdyby mi zależało na prostym dotarciu do celu to pomyślałbym chwilę i spokojnie wjechał tam bez większych trudności, ale w związku z tym, że był to środek nocy, a mi się niespecjalnie spieszyło to nie zastanawiałem się na siłę nad drogą na rynek.
W końcu tam wjechałem, zrobiłem dwie rundki, w celu obczajenia jakiejś fajnej miejscówki gdzie można usiąść i poobserwować miasto. Gdzieś z baru dochodziły jakieś śmiechy i chichy, a z jakiejś kamienicy dochodził skrzyp drzwi. Ogólnie to prawie nic się nie działo. Trochę (może z 20 min) tam posiedziałem a później ruszyłem prostą drogą do mieszkania.
Siedziałem jeszcze z godzinę na kompie i poszedłem spać. Następnego dnia kolega, który jeszcze nie spał jak wróciłem, żartobliwie stwierdził, że martwi się o “moje nocne wypady na rower”.
Ogólnie po tej przejażdżce nieco zmieniło się moje zdanie o Gliwicach. W dzień jazda po Gliwicach strasznie mnie męczy. Dużo aut i drogi średniej jakości. Poza tym to taki dość zindustrializowany i mało zadbany teren, ale jak się okazało nie do końca… Poznałem parę ciekawych i ładnych miejsc. (Może to dlatego, że było ciemno? Ale i tak było pięknie i to się liczy) Wiem, że wielu ludzi nie urzekają jakieś drobnostki typu ładna polana, niby zwykła droga pomiędzy polami, czy chociażby zwykły kamień, ale mnie takie rzeczy jarają.
Przy okazji kamienia przypomniał mi się rejs po fiordach norweskich kiedy zobaczyłem jakiś kamień na stole, wziąłem go i powiedziałem z zafascynowaniem: “Łał ale fajny kamień!” Na co kapitan z równie dużym zafascynowaniem odrzekł “Łał, no Killer, faktycznie taaakki fajny kamień. Pops widziałeś go?” Oczywiście była to odpowiedź ironiczna, gdyż go nie jarają takie błahostki. Rob to twardy i dobry żeglarz!
Na koniec napiszę tylko, że jednym z moich marzeń jest jazda wzdłuż wybrzeża Adriatyku nocą i mam nadzieję, że uda mi się to w te wakacje. No.. może nie jazda cały czas nocą, ale może jedną czy dwie noce…
Leave a comment