PROLOG
Wzieli kije, maczety i karabiny i ruszyli w poscig… A bylo ich osmiu.
Pietnascie minut wczesniej. Skrzyzowanie Baranquilla-Cartagena.
-Masz ganje?
-Nie mam.
-Nie masz ganji!?
-Nie mam. Nie pale.
-Ahh… nie palisz…? – powiedział jakby do siebie i wrócił skąd przyszedł.
Pięć minut pozniej.
Czterech młodzieńców zmierza w moja strone z “Masz Ganje” na czele. Rozwazam opcje zanim zacznie się konwersacja. Maczeta, nóż, gaz pieprzowy. Jedno zycie. Jedna szansa.
-Pieniądze – powiedział wyciągając 20cm nóż.
-Nie mam.
-Pieniądze! – powtórzył pokazujac noz i pozwalajac mnie otoczyć swoim towarzyszom.
-Nie mam bo mnie obrabowali trzy dni temu. Prosze… – błagalem jakbym mial nadzieję, że mają dobre serca.
-Też potrzebuję na przejazd. – mówił wymachując nożem. Ktoś z tyłu zaczął wyciągać z mojej kieszeni całkiem nowy telefon. Przytrzymałem go ręką by nie mógł wyjąć. Nie mogłem pozwolić by znowu coś stracić….
-Pieniądze, kosztowne rzeczy, dokumenty lub życie!
Czy zastanawialiście się kiedyś jak zachowacie się w przypadku napadu? Ja tak ale dopiero w tej sytuacji wymyśliłem co zrobię.
Wybrałem obie opcje. Pieniądze, kosztowne rzeczy, dokumenty i życie. Żyję i jestem cały. Mam przy sobie wszystko co miałem przed napadem. Łącznie z życiem i zdrowiem choć jeszcze długo po tym się trząsłem. Kolumbia dostarcza niezapomnianych wrażeń!
PS. To powód do radości, bo w końcu dopadły mnie przygody!
KARTAGENA
Najpiękniejsze miasto o kolonialnej zabudowie jakie miałem okazję zwiedzać. Kartegena Indyjska (Cartagena de Indias), bo o niej mowa, została wybudowana w XVI wieku a jej historia jest równie burzliwa co życie piratów. Jak przystało na główny port handlowy w tej części Ameryki Południowej był on odbijany wielokrotnie przez Brytyjczyków, Anglików czy Hiszpanów. Bili się o kwitnący tam handel złotem czy niewolnikami. Mieszkańcy miasta nie mieli łatwo i nie raz musieli się wykupywać, gdy przyszło oblężenie ze strony morza. Miasto bowiem przez pewien czas pozostawało słabo ufortyfikowane. Dopiero ponad 50 lat po założeniu miasta ludzie zaczęli myśleć o rozbudowie militarnej miasta.
Mimo, że obrzeża miasta wyglądają jak slumsy to starówka pozwala nam przenieść się kilka wieków wstecz. Zaś półwysep leżący nieopodal pozwala nam przenieść się do rzeczywistości. Rozsiane wysokie wieżowce i bogactwo skutecznie przypomina nam, że od samego początku miasto to było bogate.
Prócz starówki i dzielnicy bogactwa gdzie możemy zwiedzić McDonaldsa czy KFC do zwiedzania zostaje jeszcze zamek, pobliskie wyspy, koralowce i ciepłe morze.
Do miasta dotarłem w pośpiechu. Bałem się niesamowicie bandziorów, którzy próbowali mnie okraść na skrzyżowaniu Kartagena-Baranquilla. W życiu tak się nie bałem, że za gaz pieprzowy w oczach mogę zostać znaleziony przez nich w mieście, do którego sami zmierzali i zabity – tym razem skutecznie. Mimo, że zawsze śmiałem się gdy ludzie mówili, że jest niebezpiecznie to tym razem przekonałem się na własnej skórze, że po 10 miesiącach podróży bez problemów, czas się ogarnąć i znowu zacząć zachowywać zasady bezpieczeństwa.
Wieczorem miałem do wyboru sen na plaży, gdyż w kościołach próżno było szukać pomocy. W końcu musiałem ten jeden jedyny raz złamać moje postanowienie o niekupowaniu hosteli i dla świętego spokoju zapłaciłem 15 000 peso (ok 5 dolarów) za hostel Naihmara, prowadzony przez Argentyńczyków. W mieście jest również pole namiotowe za 5 000 peso. (Te ceny są jakby ktoś był zainteresowany kosztami budżetowego, ale i normalnego noclegu w tym mieście.)
Nie chciałem znowu stracić telefonu lub co gorsza stracić kamerki wraz ze zdjęciami. Kupno nowego telefonu szarpło mnie po kieszeni (choć dzięki szczodrości Kolumbijczyków zyskałem znacznie więcej – i to już przy samym wyjeździe z Kartageny). Wolałem przesłać na spokojnie wszystkie zdjęcia na chmurę nim znowu coś stracę bezpowrotnie.
Niestety nie mogę teraz powiedzieć, że nie zapłaciłem ani złotówki za nocleg, ale 20 złotych w skali roku to i tak mało.
W hostelu byli podróżnicy z całego świata a atmosfera tam panująca była przyjacielska. Szefowa hostelu była bardzo zainteresowana moją podróżą. Okazuje się, że dla takich podróżników jakimi są Argentyńczycy jachtostop oraz Karaiby nie są rzeczami, z którymi są jakoś specjalnie zaznajomieni. Warto nadmienić, że Argentyna i Chile to kraje gdzie z dziada pradziada ludzie podróżują utartymi już ścieżkami zwiedzając obie Ameryki.
PS. Jeśli chcecie kupować drewniane pamiątki to nie od ulicznych sprzedawczyków. Oni mają 4 albo i nawet 5-cio krotnie wyższe ceny. Po drodze z Kartageny do Medelin jest miasteczko Sampues gdzie mają całą długą ulicę z drewnianymi wyrobami (tam można kupić zamiast za 30 000 to za 5 000 lub nawet 3 000 peso te kolorowe grzechotki i wiele innych).
LINK DO GOOGLE STREET VIEW
CZY BAĆ SIĘ PODRÓŻOWANIA PO KOLUMBII?
Wpis jest nieco przerażający, dlatego pragnę sprostować pewną sprawę. A mianowicie, Kolumbia to kraj gdzie ludzie są zawsze uśmiechnięci i bardzo pomocni. Nie jest to kraj biedny. Boliwia to biedny kraj – Kolumbia w skali Ameryki Południowej może być spokojnie przyrównana do Polski (tej wschodniej) w skali Europy. Poza miastami nie ma tylu nowych domków, co u nas, ale tam ludziom niewiele potrzeba do szczęścia, dlatego pieniądze wolą wydawać na coś innego niż na bardziej luksusowy dom. (Wyjątkiem może być północno-wschodnia część i droga wiodąca z Neiva do Mocoa ale o tym w kolejnym wpisie.)
Dlatego nie bójcie się podróżować po tym kraju. Główne drogi są obstawiane co paredziesiąt kilometrów przez wojsko a miejsca turystyczne są całkowicie chronione przed gangami narkotykowymi. Oczywiście, jak wszędzie, może znaleźć się ktoś z nożem łasy na Wasze pieniądze, ale to może stać się wszędzie. Z resztą większość rabusiów zabierze co chce i puści wolno (chyba, że stawicie opór to faktycznie można dostać kose w żebra). Warto pamiętać, że idąc zaludnionymi ulicami nic się nam nie stanie. Gorzej gdy jest ciemno. Jeszcze gorzej gdy jest ciemno a po drodze nic nie jeździ ani nie chodzi. Ale wtedy kupuje się taksówkę lub autobus.
(…Nie… Nigdy nie kupiłem taksówki… Ja zawsze byłem z tych głupich co chodzili po nocach. Starałem się wybierać trasy wyglądające na bezpieczne – być może właśnie dlatego nigdy nikt nie zaatakował mnie gdy w środku nocy przemierzałem najniebezpieczniejsze miasta świata. A może po prostu Bóg nade mną czuwał. Raczej to drugie. Jak to się mówi – głupi ma zawsze szczęście.)
Leave a comment