ATRAKCJE
Piękne małe miasteczko, z wyjątkową bazyliką Matki Boskiej Świętej Wody, którą czczą w całej Ameryce Południowej. Atrakcjami są pobliskie rezerwaty przyrody (jeden z nich został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO), okoliczne wodospady (za niektóre trzeba zapłacić – np. Cascadas de Ulba (3 wodospady) to koszt 1$ ale można się targować) i punkty widokowe, rafting, kolarstwo, zjazd na linie nad kanionem, skok na bungee oraz oraz wody termalne (koszt ok 2,5$). To tu znajduje się słynna huśtawka na końcu świata, za którą płaci się 3$.
Samo miasto jest wrotami do Ekwadorskiej Amazonii. Niedaleko znajdują się miejscowości takie jak Puyo, Tena, Archidona, El Coca (Puerto Francisco de Orellana). To z nich wypływa się rzeką w stronę dzikich zakątków Amazonii, ale o tym będę pisał w kolejnym wpisie.
Podobnie jak w poprzednich wpisach nie mam wielu zdjęć – tym razem zostały skradzione wraz z telefonem w Kolumbii. Na szczęście ostały się te robione kamerką.
PAILON DEL DIABLO – opis i dojazd
Miasto jest miejscem wypadowym do Pailon Del Diablo, czyli wodospadu, którym szczyci się cały Ekwador (koszt dla obcokrajowców to 2$). Sam wodospad nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia. Nie wiem czy to kwestia oglądania go o świcie (wszedłem za darmo nim otwarli bramki) czy po prostu był to już kolejny wodospad, który widziałem na drodze. Jedno trzeba przyznać: podejście pod wodospad robi wrażenie.
Do miejscowości Rio Verde, przy której jest słynny Pailon Del Diablo można dojechać autobusem (koszt to 50 centów), rowerem (koszt wypożyczenia waha się od 5 do 10$ w zależności od stanu roweru; droga prowadzi cały czas w dół) lub można iść piechotą.
Szlak początkowo prowadzi wzdłuż drogi. Za elektrownią, przed mostem jest skręt na ścieżkę. Podczas marszu można obserwować okoliczne wodospady. Znajdą się też prywatni ludzie chcący pobrać od Was pieniądze za przejście przez ich posesje (50 centów) jednak nie dajcie się i po prostu zawróćcie szukając obejścia ich posesji. Ścieżka obchodząca nie jest tak bezczelnie wyraźna jak ta przez posesję, ale jest zauważalna. Po drodze może być parę powalonych drzew czy płotów z drutem kolczastym (wejście na prywatną posesje). Przez te płoty można spokojnie przejść (tak prowadzi szlak). Pamiętajmy jednak, że to czyjaś posesja i starajmy się nie psuć nikomu jego pól czy sadów. Czasem ktoś przeprowadzi nas przez ich posesje albo sam wskaże drogę. Ten szlak jest przez to bardzo wyjątkowy i dziwię się, że państwo nie zadbało o to, żeby prowadził poza tymi posesjami. Czasem można się pogubić, szczególnie jeśli na szlaku stoi wysoka brama falista. Gdyby nie dzieciak, który po moim pytaniu o kierunek kazał przejść przez tą blachę to mógłbym się zgubić. Miejsce, w którym się poddałem było 2 kilometry od miasta Rio Verde za ostatnią “kolejką linową” nad kanionem. W lesie było już ciemno a szlak nagle przestał istnieć, bądź istniał ale w tym mroku nie bardzo dało się go zauważyć.
Kolejki linowe na tej trasie są bardzo popularne. Koszt dla obcokrajowcy to 2$ jednak jeśli będziecie się targować to wyniesie Was to 1$.
Po ostatnich ulewach było mnóstwo powalonych drzew na szlaku – jeśli idziecie tam u schyłku pory deszczowej i macie możliwość to uzbrojcie się w maczety.
DARMOWE MIEJSCE NA NAMIOT W BANOS DE AGUA SANTA
Namiot można rozłożyć w parku Juan Montalvo. Jedynym warunkiem postawionym przez policje jest rozłożenie go po 22 i wstanie o świcie. W innym przypadku policja będzie się czepiać. Jeśli jest deszczowa pogoda to wybierzcie dobrze miejsce, żeby nie obudzić się w kałuży wody (jest sporo miejsc, w których gromadzi się woda po deszczu).
Proszenie o nocleg u straży pożarnej nie wchodzi w grę. Strażacy dostali zakaz od przełożonego po tym jak jakiś “mądry” podróżnik postanowił ich okraść.
WSKAZÓWKI NA TANIE JEDZENIE
Najtańsze bułki w Ekwadorze kosztują ok 15 centów. Często możemy spotkać się z ceną 7 bułek za 1$. Tym jednak się nie najemy. Co gorsza te bułki są najczęściej słodkie. Ekwador oferuje za 1$ chleby z serem lub serem i szynką. Jest to najtańsza opcja jeśli nie ma w pobliżu bagietek. W Banos na szczęście są. Koszt to 50-80 centów za jedną. Zwykle są na tyle duże, że możemy spokojnie zrobić z nich jeden posiłek. O poranku na jednej z ulic Pedro Vicente Maldonado lub Thomas Halflants (nie pamiętam której ale są krótkie więc możecie się nimi przejść, a tę piekarnię na pewno zobaczycie) można dostać bagietki za 50 centów. Są stosunkowo duże i jak na Ekwadorskie ceny pieczywa jest to najlepszy wybór pod względem cena/jakość/ilość.
W restauracji The Simpsons dostaniemy dużą (jak na Ekwadorskie warunki oraz jak na to co można kupić w mieście) porcję frytek za 1$ (oni nazywają to Salchipapas co dosłownie znaczy frytki z parówką; jest tam jakaś ⅓ parówki w jednym kawałku więc ja nazywam to poprostu frytkami). Jest to budka, która znajduje się na skrzyżowaniu ulic 16 de Deciembre i De Los Combatientes (obok stadionu). Kupowanie małej porcji za 1,25$ w okolicach centrum miasta mija się z celem.
Leave a comment